O mnie |
Lista maratonów |
Siedem kontynentów |
Marathon Majors |
Stolice europejskie |
Galerie i relacje |
Czas | Miejsce | % |
---|---|---|
3:11:27 | 3 / | 5.9 |
|
Wystarczy spojrzeć na listę moich maratonów, żeby stwierdzić, że mam duży sentyment do imprezy w Starej Miłosnej - w końcu odbywa się w "moim" lesie. W 2009 roku chciałem wystartować tu po raz piąty i miała być to impreza zamykająca sezon maratoński.
Do startu w Starej Miłosnej nie byłem przygotowany tak jak bym chciał, ale i tak forma była znacznie lepsza niż w wakacje. Kondycja poprawiła mi się po maratonach we Wrocławiu i Warszawie, a w październiku również nie próżnowałem. Liczyłem zatem na wynik w granicach 3 godzin i nawiązanie walki z kilkoma pretendentami do zwycięstwa. Konkurencja nigdy wcześniej nie była tu tak mocna.
Po spokojnym indywidualnym maratonie w Skopje i mocniejszym akcencie w podturyńskiej miejscowości Leini, ostatni tydzień przed maratonem był zdecydowanie wypoczynkowy.
W sobotę wstałem rano i po zjedzeniu sprawdzonych kanapek z dżemem wyjechałem do Starej Miłosnej. Na miejscu umówiłem się z Tomkiem, ale zanim potruchtaliśmy spod jego domu na linię startu, po drodze zatrzymała nas ekipa telewizyjna i Tomek musiał udzielić krótkiego wywiadu. W międzyczasie zdążyłem porozmawiać z Markiem Troniną, który był inicjatorem maratonu w Starej Miłośnie, ale postanowił wystartować dopiero w jego szóstej edycji.
Trasę maratonu zaplanowano na 6 pętli po 7 kilometrów, a dodatkowo rozegrano również bieg na jednej pętli. Nasz klub wystawił mocny skład na obu dystansach. Dość powiedzieć, że w krótszym biegu zgarnęliśmy potem dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji mężczyzn (Sylwek, Tomek) i kobiet (Kasia i Iwona). Bieg na 7 kilometrów wystartował kwadrans przed maratonem, dlatego miałem okazję oglądać jego początek. Maratończyków czekał dystans sześciokrotnie dłuższy, a stan nawierzchni i opowieści o warunkach na trasie powiększały moje obawy o szanse na szybki bieg. Na trasie było trochę błota, a chłodna i wilgotna pogoda nie rokowała najlepiej. Cóż, nie w takich warunkach się biegało ;-)
![]() |
Przed startem maratonu |
Maraton wystartował, a ja na początku czułem się bardzo dobrze. Pierwsze kilometry biegliśmy wspólnie - ja, Jurek, Daniel Głembski i Zbyszek Koper - zeszłoroczny zwycięzca, który znokautował mnie wtedy swoją świetną formą. Po kilkunastu minutach Daniel i Zbyszek poszli bardzo mocno, tempem około 4:00/km, a my z Jurkiem zostaliśmy z tyłu, trzymając 4:15. Na koniec pętli towarzystwo już nieźle nam odeszło, ale potem zdziwiliśmy się, że nie spotkaliśmy ich na długiej agrafce. Prawdopodobnie w nią nie skręcili. Biegliśmy swoje i powiedzieliśmy o tym organizatorom. Na szczęście, sprawę dało się łatwo wyprostować - na kolejnych okrążeniach Daniel i Zbyszek zrobili "karne" agrafki.
![]() |
Przez cały dystans współpracowałem z Jurkiem - tym razem biegnę za nim |
Już po pierwszym kółku wiedziałem, że na tej trasie nie mam szans na połamanie tego dnia 3 godzin. Półmetek minęliśmy w czasie powyżej 1:32 i marzyłem o tym, żeby utrzymać takie tempo do końca. Jurek cały czas się na mnie woził, a ja zacząłem zwalniać. "Leć, Jurek - ja nie dam rady trzymać tego tempa" - poinformowałem go na 26. kilometrze. "Ale ja też nie mam siły" - łączył się ze mną w bólu. Na piąte kółko wybiegłem już mocno osłabiony, ale na szczęście miałem w zanadrzu moją tajną broń - napój energetyczny. "Nie pij gazowanego, wysiądzie ci żołądek" - strofował mnie Tomek. Nie miałem jednak wyjścia - musiałem dać sobie kopa. Zaraz po wypiciu musiałem biec bardzo spokojnie, ale kilka minut później odczułem znaczną poprawę samopoczucia. Jurek i Daniel byli już sporo przede mną, ale czułem, że jestem w stanie ich dogonić. W połowie pętli wyszliśmy na prostą i zobaczyłem ich daleko przed sobą. Wtedy zacząłem lecieć, w porównaniu do tego, co robiłem kilka kilometrów wcześniej. Dystans między nami wyraźnie się zmniejszał. Wyprzedziłem Daniela i dodaliśmy sobie otuchy. Potem powoli dochodziłem Jurka - dobrze widziałem go już przy przeskakiwaniu przez korzenie nad Macierowym Bagnem. Doszedłem go na ostatnim kilometrze pętli i po chwili wyprzedziłem. Na błotnistej ulicy Fabrycznej zobaczyłem rodziców, którzy szli na start. Miałem im się zameldować przeszło pół godziny później.
![]() |
Podbieg na odcinku czerwonego szlaku, Jurek tuż za mną, schowany za drzewem |
Na pierwszych kilometrach ostatniej pętli utrzymywałem niewielką przewagę nad Jurkiem. Niestety, na 4 kilometry przed metą zanotowałem znaczne pogorszenie samopoczucia. Prawdopodobnie napój energetyczny przestał działać. Jurek utrzymywał ze mną cały czas bliski kontakt wzrokowy, więc wiedziałem, że muszę go przepuścić i na koniec pozostaje mi tylko jedynie walka o utrzymanie miejsca na podium.
Jurek mnie wyprzedził, a ja biegłem bardzo spokojnie, oglądając się co jakiś czas za siebie, czy zawodnicy na horyzoncie, to goniący mnie rywale, zdublowani, czy spacerowicze. Nie zauważyłem niczego niepokojącego. Jurek zniknął mi z pola widzenia na krętym odcinku czerwonego szlaku i potem spotkałem go dopiero na dekoracji. Kilka razy przeszedłem do marszu. Na metę wbiegłem na niezagrożonym trzecim miejscu. Czekała tam na mnie organizatorka Ania, która podała mi folię termiczną i rodzice. Byłem padnięty i nie wyglądałem najlepiej. Mimo wszystko, miałem satysfakcję z ukończenia kolejnego maratonu i załapania się na podium.
![]() |
Ostatnie metry maratonu |
![]() |
Serdecznie mnie witają - na szczęście po raz ostatni przebiegam pod tym banerem |
Po biegu przeszedłem się z rodzicami do samochodu i wydawał mi się to bardzo długi odcinek. Chciałem wziąć prysznic w szkole, a mama miała jechać po zakupy, więc postanowiliśmy połączyć siły, bo sklep i szkoła były bardzo blisko siebie. Dałem mamie poprowadzić nowy samochód, który kupiliśmy z Anulką kilka tygodni wcześniej - Fiata Sedici. Było mi na rękę, że nie musiałem siedzieć za kierownicą w tym stanie. Dla mojej mamy prowadzenie takiego samochodu było zupełną nowością, ale na szczęście podjechaliśmy pod sklep cali i zdrowi ;-)
![]() |
Minęło jeszcze trochę czasu, zanim doszedłem do siebie |
Dopiero po wyjściu spod ciepłego prysznica poczułem się trochę lepiej. Pojechaliśmy znowu w kierunku biura zawodów, gdzie zapowiedziano dekorację zwycięzców. Na metę wbiegali jeszcze kolejni zawodnicy z czasem bliskim 5 godzin. Wśród nich był Marek Tronina, który chwilę po skończonym biegu był gotowy do dekorowania zwycięzców. Na najwyższym stopniu podium stanął Zbyszek, ze znacznie gorszym czasem niż rok wcześniej (3:03), potem był Jurek (3:08) i ja (3:11). Przy okazji, Jurek otrzymał nagrodę dla Mistrza Starej Miłosnej w Maratonie.
![]() |
Podium - 1. miejsce - Zbigniew Koper, 2. miejsce - Jerzy Magierski, 3. miejsce - ja |
Bardzo miłą niespodzianką dla mnie była statuetka od organizatorów Maratonu Warszawskiego za ukończenie 50 maratonów. Nie zdążyli mi jej przekazać miesiąc wcześniej po maratonie, bo wtedy szybko uciekliśmy z Anulką, żeby zdążyć na jej samolot powrotny. Może i lepiej wyszło, bo teraz stanąłem na podium ustawionym w moim lesie, w bardziej kameralnych okolicznościach. Podziękowałem Markowi za statuetkę i obiecałem, że mój setny maraton również przebiegnę w Warszawie. Jak pokazało życie, tak się jednak nie stało.
![]() |
Miła niespodzienka od organizatorów Maratonu Warszawskiego - statuetka za ukończenie 50 maratonów |
![]() |
Pamiątkowe zdjęcie - zwycięzcy, organizatorzy i władze gminy |
![]() |
Kobiece podium - w tle wcinam bigos w czasie rozmowy z Jarkiem |
Po dekoracji spacerowało mi się już znacznie lepiej niż 2 godziny wcześniej po biegu. Odwiozłem Wojtka do rodziny w Wesołej i wróciliśmy z Markiem do domu. Odpocząć mogłem jednak tylko w sobotę po południu. Następnego dnia rano pojechałem na organizowane przez Tomka zawody "Biegamy na okrągło" na Skrze. Mój udział w nich był czysto symboliczny - przebiegłem 1000 m w 3:20 i 3000 m 10:46. Nie było sensu próbować biegać szybciej dzień po maratonie. Widziałem już wcześniej ludzi, którzy tego próbowali i robili sobie krzywdę. Potem pojechałem do Decathlonu, żeby zrealizować wygrany w Starej Miłośnej kupon podarunkowy. Kupiłem sobie między innymi buty za ...55 PLN. Postanowiłem przeprowadzić eksperyment, jak będzie mi się w czymś takim biegało. Skończył się mój kolejny maratoński weekend, z satysfakcją stwierdziłem, że ostatni w 2009 roku.
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin