O mnie Lista
maratonów
Siedem
kontynentów
Marathon
Majors
Stolice
europejskie
Galerie
i relacje
Robert Celiński - relacje z maratonów Robert Celiński - moje maratony

2008-09-28, Warszawa (Polska)


Świetni kibice na Starówce,
dłuuuga prosta z Wilanowa

Relacja Roberta z jego maratonu nr 41

Czas

Miejsce

%

3:13:45

204 /
2638

7.7


Maraton Warszawski jest dla mnie wyjątkową imprezą. To od niego zaczęła się cała moja przygoda z bieganiem. Poza tym, jestem warszawiakiem z dziada pradziada. Już na początku roku zaplanowałem sobie, że Maraton Warszawski będzie moją docelową imprezą, na której będę się starał uzyskać jak najlepszy wynik - może nawet rekord życiowy. Trasa jest tutaj szybka, więc miejsce na osiągnięcie dobrego wyniku wydawało się idealne.

Kolejne miesiące po maratonie na Antarktydzie zmusiły mnie do rewizji moich planów. Nie biegało mi się szybko i celem na koniec września było złamanie granicy 3 godzin. Byłem na to przygotowany.

Mój ostatni weekend września był całkowicie związany z 30. Maratonem Warszawskim. W sobotę pojechaliśmy z Aleksem i Weroniką na plac Bankowy, by obejrzeć galerię zdjęć, prezentującą historię imprezy. Zdjęcia z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych bardzo kontrastowały z tym, co oglądamy we współczesnych maratonach. Ludzie nosili zupełnie inne stroje, a w ówczesnym obuwiu na pewno nie biegało się zbyt wygodnie. Uśmiech na twarzy wywoływało również wiele miejsc na trasie, np. punkty odżywiania. Podobno biegacze mieli zabierać ze sobą drobne pieniądze, żeby kupować na nich niektóre bardziej ekskluzywne produkty.

Z Weroniką przed wystawą zdjęć z okazji 30-lecia Maratonu Warszawskiego

Po obejrzeniu wystawy udaliśmy się na rejestrację, a stamtąd w okolice mety maratonu. Tam rozgrywała się w tym czasie sztafeta maratońska Ekiden (drużyna złożona jest z 6 zawodników). Obejrzeliśmy walkę na trasie i spotkaliśmy wielu znajomych. Największą atrakcją dla mnie było wejście na podium Pucharu Maratonu Warszawskiego. Cykl składał się z pięciu rozgrywanych co miesiąc biegów, kolejno 5, 10, 15, 20, 25 kilometrów. Klasyfikacja prowadzona była wyłącznie w kategoriach wiekowych. Bezapelacyjnie najlepszy w cyklu okazał się Alex, który przybiegał pierwszy na wszystkich imprezach i oczywiście pewnie wygrał kategorię do 30 lat. Ja uplasowałem się na 3. miejscu w tej kategorii. Puchary za 1. miejsce zgarnęły również Kasia i Ania. W takim towarzystwie zasiedliśmy do pasta party, a na stole, poza miseczkami z makaronem, stały cztery eleganckie puchary.

Ostatni raz w życiu stoję na podium w kategorii poniżej 30 lat
Nasz mocny team: ja, Alex z Weroniką, Kasia z Wisią, Ania

Następnego dnia stawiliśmy się na starcie koło Placu Zamkowego. Ruszyłem zgodnie z planem, utrzymując tempo niewiele ponad 4 minuty, co przy założeniu stałego tempa na mecie dałoby mi czas w granicach 2:55. Pierwsze kilometry przebiegały po samym centrum Warszawy - 2 razy przebiegliśmy koło Pałacu Kultury, była także rundka przez Starówkę.

Najbardziej cieszyło mnie zachowanie kibiców, którzy mocno mnie dopingowali. Była to pierwsza impreza w Warszawie, na której zauważyłem mocne wsparcie ludzi przy trasie. Pewnie wynikało to również z tego, że kibicowało wiele moich znajomych biegaczy lub ich rodzin. Poza tym, po maratonie na Antarktydzie i kilku epizodach w mediach, stałem się znacznie bardziej rozpoznawalny i może dlatego sporo osób zwracało na mnie uwagę. To było bardzo miłe i przez większość czasu biegłem z uśmiechem na ustach.

Trasa przebiegała dalej standardowo - Mostem Gdańskim, przy ZOO, Mostem Świętokrzyskim i dalej na południe w stronę Wilanowa. Różnica była jednak taka, że w tym roku organizatorzy przewidzieli dla nas naprawdę długą prostą (11 km) z Wilanowa na Podzamcze. Wcześniej po drodze zawsze były jakieś zakręty.

Przy Moście Siekierkowskim znajomi podali mi duży żel, który szybko pochłonąłem w całości. Na końcu Sobieskiego zaczęło mi się biec gorzej. Mogło wynikać to ze złej reakcji na żel i spowodowanych przez nią problemów żołądkowych. Wydaje mi się jednak, że powodem był nienaturalny bieg przez 30 km. Nie chciałem biec szybko i trochę hamowałem, nie pracując z przodu kolanem. Jednocześnie, mocniej pracowałem z tyłu odbiciem skutek był taki, że na 30. km zostałem bez rezerw, który pozwoliłyby mi na dobiegnięcie do mety w satysfakcjonującym czasie (poniżej 3 godzin). Miałem jeszcze lekki zapas czasowy, ale zatrzymałem się i po kilku minutach stało się jasne, że dobry wynik mi uciekł.

Postanowiłem zatem spokojnie dokończyć ten maraton - najpierw marszobiegiem, potem lekkim truchtem. Zacząłem trochę przyspieszać. Ostatnie 2 kilometry przebiegłem szybko, zgodnie z zasadą, że trening należy kończyć mocno. Trudno traktować taki maraton jak trening, ale jeszcze tliła się we mnie iskierka nadziei, że może uda mi się złamać 3 godziny tydzień później w Budapeszcie.

Szybki finisz na zakończenie wolnego biegu - wśród kibiców widac moją mamę

Na metę wbiegłem w czasie 3:13. Byłem niezadowolony, ale nie załamany. Wściekły był za to Alex - liczył na poprawienie swojej życiówki z Krakowa (2:39), ale w końcówce wysiadł i skończył 2:47. Weronika ukończyła swój pierwszy maraton w życiu. Już przed maratonem zmagała się z przeciwnościami losu i nie była najlepiej przygotowana do biegu. Skończyła 5:27 - zmęczona, ale zadowolona.

Na mecie z Marasem - humor dopisuje

Ten maraton wyraźnie mi nie poszedł, jednak podszedłem do tego tak, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Takie jest życie maratończyka - trzeba wyciągnąć konsekwencje, odpocząć i walczyć dalej. Udowodniłem to tydzień później w Budapeszcie.

W ręce wpadła mi taka tabliczka - może o czymś nie wiem? :-)
Wszystkie relacje Byledobiec Anin

Lista maratonów Roberta

Powrót


(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin