O mnie |
Lista maratonów |
Siedem kontynentów |
Marathon Majors |
Stolice europejskie |
Galerie i relacje |
Czas | Miejsce | % |
---|---|---|
2:52:33 | 47 / | 2.2 |
|
Dwa miesiące wakacyjnej maratońskiej przerwy, to było dla mnie za dużo. Nie mogłem się doczekać pierwszego startu w Warszawie, który rozpoczynał kolejny jesienny maraton maratonów. To tutaj w 2003 roku rozpoczęła się moja długodystansowa przygoda. Od tego czasu opuściłem tylko Maraton Warszawski w 2006 roku, kiedy kilka godzin wcześniej biegłem w Sydney i uczestnictwo w obu imprezach było niemożliwe.
Weekend biegowy rozpoczęła w sobotę sztafeta maratońska Ekiden, na której pojawiliśmy się z Alexem, żeby pokibicować znajomym. Przy okazji odebraliśmy numery startowe i pokręciliśmy się trochę wśród stoisk sportowych. Alex był świeżo po kontuzji i wypadku na rowerze, dlatego jego celem było "tylko" złamanie 3 godzin. Ja również nie byłem rewelacyjnie przygotowany, ale chciałem na początku utrzymywać tempo w granicach 4:00/km, a potem trochę zwolnić.
Następnego dnia rano wyjechaliśmy z domu niewiele ponad godzinę przed startem. Taki komfort przed maratonem jest możliwy tylko przed imprezami w Warszawie i Starej Miłosnej. Niestety, nieprzewidziane utrudnienia w ruchu spowodowały, że musieliśmy zrobić spore kółko, żeby dotrzeć na start przy ulicy Bonifraterskiej. Po krótkiej rozgrzewce ustawiłem się na starcie, otoczony zawodnikami celującymi w czas 2:50. Wyruszyliśmy żwawo, utrzymując tempo minimalnie poniżej 4:00/km, choć ta informacja były zakłócana z powodu nierównego pomiaru niektórych kilometrów.
Tłum maratończyków ponownie opanował główne arterie stolicy. Świetnie biegło się Marszałkowską, dalej mniejszymi ulicami, a po zawrotce przy Łazienkach kierowaliśmy się z powrotem Traktem Królewskim w stronę Starego Miasta. Biegło mi się w miarę dobrze, choć zacząłem się trochę męczyć dopiero na bruku wąskich uliczek Starego Miasta. Potem znów przebiegliśmy Bonifraterską, a dalej na Most Gdański. Po drugiej stronie Wisły minęliśmy tabliczkę z oznaczeniem 15 kilometrów i zaczynałem powoli odczuwać zmęczenie. Przebiegliśmy przez Most Świętokrzyski, a potem do tunelu wzdłuż Wisły. Tam poinformowałem znajomych, że muszę trochę odpuścić tempo, żeby odpocząć kilka kilometrów. Za tunelem minęliśmy linię półmaratonu, a ja dałem się wyprzedzić kilku biegaczom. Posuwałem się do przodu tempem 4:05/km, ale potem było jeszcze wolniej - 4:15. W Wilanowie dogonił mnie Wojtek Staszewski, któremu towarzyszyła żona na wrotkach. Dałem się wyprzedzić, ale starałem się trzymać w miarę niedaleko. Po 30. kilometrze z satysfakcją zauważyłem, że mam więcej siły od słabnących powoli rywali. Zacząłem rozkręcać się na Sobieskiego, a przy Czerniakowskiej wesoło pozdrawiałem znajomych biegaczy z naprzeciwka, którzy robili w tym miejscu swój 25. km. Kiedy wbiegłem na Czerską, wyprzedziłem Karola Galicza, z którym dodawaliśmy sobie otuchy, poklepując się wesoło. Pod siedzibą Gazety Wyborczej wyprzedziłem pracującego na co dzień w tym miejscu Wojtka. "Dobry jesteś" - usłyszałem, co spowodowało, że jeszcze mocniej zacząłem przebierać nogami. W okolicach Agrykoli kibicowali znajomi z klubu Entre.pl. Dzięki nim miałem na trasie zapewniony żel energetyczny i kilka ciepłych słów, tak potrzebnych w maratonie. "Trzech biegaczy jest w Twoim zasięgu" - usłyszałem. "Więcej, niż trzech" - pomyślałem i po kilku minutach "łyknąłem" kolejnych zawodników. Przy moim liceum im. Batorego dodałem utuchy Filowi, a przy skręcie w Ludną uśmiechałem się do Miśka, który wyprzedził mnie pół roku wcześniej w Półmaratonie Warszawskim. Końcówkę biegło mi się bardzo dobrze, a po skręcie z Karowej spokojnie obserwowałem rysującą się na horyzoncie bramę z metą. Bieg ukończyłem w czasie 2:52:36, zadowolony z faktu, że fajnie biegło mi się te ostatnie kilometry. Od razu na mecie udzieliłem wywiadu dla Radia Bis, przy okazji dowiadując się od dziennikarza, że Paweł Ochal ustanowił rekord trasy, a całe podium zostało obstawione przez Polaków.
Przybiłem piątki ze znajomymi, którzy ustanowili swoje rekordy życiowe - Darkiem Rosą, Filem i Karolem. Później zobaczyłem Bogdana, który prowadził grupę na 3 godziny, a moment później - Aleksa. Udało mu się - pobiegł w okolicach 2:59. Leżeliśmy na trawniku Podzamcza, a ja kątem oka patrzyłem na telebim z zawodnikami wbiegającymi na metę. Kiedy zobaczyłem na nim Kasię Panejko-Wanat, poderwałem się z radości do góry. Kasia uzupełniała reprezentację Byledobiec Anin w tym maratonie i liczyliśmy na to, że w sumie uda nam się pobiec drużynowo poniżej 9 godzin. Jej wynik - 3:07 oznaczał, że udało nam osiągnąć założony cel, a dodatkowo zajęliśmy bardzo dobre, szóste miejsce. Takie samo, jakie Kasia osiągnęła w klasyfikacji kobiet, a w swojej kategorii wiekowej znalazła się na trzecim miejscu.
Po biegu mieliśmy 3 godziny na odpoczynek i rozmowy ze znajomymi. Zostaliśmy do zakończenia imprezy. Wszystko tego dnia udało nam się bardzo dobrze, a dodatkowo sprzyjała nam piękna, słoneczna pogoda.
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin