O mnie |
Lista maratonów |
Siedem kontynentów |
Marathon Majors |
Stolice europejskie |
Galerie i relacje |
Czas | Miejsce | % |
---|---|---|
3:20:23 | 288 / | 17.1 |
|
To był mój trzeci maraton w Warszawie. Miałem za sobą dwa lata biegowego doświadczenia, uczciwie przepracowałem ostatni rok i chciałem dobrze wypaść w tej imprezie. W sierpniu porządnie trenowałem, 3 razy przebiegłem ponad 30 km i miało mi to zapewnić dobry wynik. 15 sierpnia (rocznica "cudu nad Wisłą") przebiegłem półmaraton w Radzyminie w czasie poniżej 1:30, co przy upalnej pogodzie było niezłym wynikiem i jednocześnie dobrą prognozą.
![]() |
Na bruku przed pominikiem Powstania Warszawskiego |
Trasa w Warszawie została zmieniona w porównaniu do dwóch poprzednich lat - teraz była bardziej atrakcyjna, prowadziła między innymi Traktem Królewskim i Marszałkowską, a meta znajdowała się na Podzamczu, a nie na Agrykoli. Mój magiczny punkt pod Trasą Łazienkowską miałem zaliczyć znacznie wcześniej, niż w poprzednich latach (teraz było to tuż za półmetkiem).
Moim celem w tym biegu była próba dotrzymania kroku grupie na 3 godziny, prowadzonej przez doświadczonego biegacza Bogdana Barewskiego. Porozmawiałem z nim chwilę przed biegiem. Chciałem trzymać się grupy, a potem nieco zwolnić. Miało mi to zapewnić czas poniżej 3:10. Jesiennym celem było oczywiście złamanie 3 godzin, ale nie liczyłem na to za bardzo w Warszawie.
Od startu trzymałem się mojej grupy, tempo było na początku bardzo mocne, ale dawałem sobie radę. Fantastycznie biegło mi się głównymi arteriami Warszawy: Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Alejami Jerozolimskimi, Szucha, Koszykową, Marszałkowską, Królewską. Dalej kluczyliśmy trochę w okolicach Starego Miasta, aby po 15 km przebiec Mostem Gdańskim. Trzymałem się z tyłu grupy na 3 godziny, a przed Mostem Świętokrzyskim biegacze zaczęli mi odjeżdżać. Żałowałem, że tak wcześnie muszę zwolnić, ale nie zamierzałem na siłę utrzymywać wysokiego tempa, żeby nie zapłacić za to wysokiej ceny na 30 kilometrze. Planem minimum był rekord, czyli złamanie 3:23, każdy gorszy wynik byłby katastrofą. Pamiętam, że przed półmetkiem minął mnie szybko Mirek Bieniecki. Ja pozostawałem niewzruszony i biegłem swoim tempem - niestety, coraz wolniejszym. W okolicach 30. kilometra minął mnie Jacek Ziółkowski, którego poznałem miesiąc wcześniej na trasie półmaratonu. Widać, że miał więcej sił. Dwa kilometry dalej wyprzedzała mnie grupa na 3:10 - "Zapraszamy do nas, złamiemy 3:10, widać po twojej sylwetce, że dasz radę!" - wołał do mnie pace maker. Poznałem go w następnym roku na maratonie w Toruniu. Andrzej Radzymin to bardzo sympatyczny człowiek i świetny zawodnik - regularnie biegał maratony poniżej 2:55, w swojej kategorii wiekowej był w ścisłej czołówce. Wtedy tego nie wiedziałem, grzecznie podziękowałem, że może i sylwetka OK, ale sił na 3:10 nie wystarczy. Zaliczałem kolejne kilometry, regularnie redukując prędkość. Na 41. km na ulicy Dobrej za biblioteką UW przedzierałem się przez las podawanych przez wolontariuszy kubków, patrzyłem błędnym wzrokiem przed siebie, jakby nic już do mnie nie docierało. Skręciłem w prawo w Karową, przeczłapałem parę metrów i poddałem się. Nie mogłem już biec - musiałem iść. Do mety pozostało półtora kilometra, a ja chciałem jakoś wyglądać na finiszu - musiałem chwilkę odsapnąć. Przeszedłem się chwilę, potem truchtałem i w miarę zbliżania się do mety zwiększałem tempo. 500 metrów przed metą przybiłem piątki ze znajomymi, kolejne metry przynosiły mi już tylko ulgę. Wpadłem na metę w czasie 3:20:23, ustanawiając nowy rekord.
![]() |
Finiszowe metry |
![]() |
...i parę sekund później |
Mimo wszystko, czułem niedosyt - ciężko pracowałem, a nie udało mi się pobiec szybciej niż 3:10. Jak zatem miałem myśleć o wygraniu zakładu z Aleksem i złamaniu 3 godzin? Oglądałem później film z maratonu, nakręcony przez rodzinę - Alex po 3 godzinach cieszył się, że nie przegrał wódki, ale jak było 3:15, to zaczął się o mnie martwić. Do tego niewiarygodne dla mnie było to, że z 8 ukończonych do tej pory maratonów tylko jeden udało mi się przebiec w całości. Pojawiły się chwile zwątpienia, ale zmobilizowały mnie one do dalszej pracy. Miałem 4 tygodnie na przygotowanie do maratonu w Amsterdamie, gdzie planowałem złamać 3:10, a potem czekał na mnie Dublin, gdzie zamierzałem pójść na całość, tzn. złamać te 3 godziny. To była ostatnia szansa w tym roku, żeby udowodnić coś sobie i innym - miałem do wykonania 6-tygodniową misję, zakończoną bardzo poważnym egzaminem.
Film z finiszu w Warszawie
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin